antylogika - alrauna lyrics
śnijcie swe niezaznane szczęście
chcąc nie być tym kim jesteście
śpijcie w burdelach i spelunach
w objęciach wisielców alrauna
myśląc co jeszcze się wydarzy
gdy świat jak na wzór korytarzy
każdy z nich marzył o bogactwach
o władzy, co kwitnie w matactwach
mówię tu o zdradzie pośród bractwa
tu, co każdy miał inny styl cwaniactwa
po latach rozsiali się gdzieś
nie wiem, ostatniej ich ceny jestem pewien
jeden, gdy był wysoko księżyc
wino pił i śmiał się w oberży
w rękach płód mandragory dzierżył
silniejszy był niż sto oręży
wtem ktoś podlejszy niż sto węży
co miał na sumieniu setkę księży
ostatni swój kielich przezwyciężył
kwiat wygnany z nieba zwęszył
księżyc to widział, ale milczał
za grzechy nikogo nie rozliczał
kradzież to też nie byle jaka
mistrzem był w kłamstwach dla biedaka
przy tym dolewał mu z durszlaka
wyczołgał się ledwo na czworaka
spać ułożył go jak niemowlaka
zagarniając własność prostaka
poszedł piechotą jeszcze nocą
do miasta gdzie jego wieżę złocą
przed wschodem, a nawet tuż przy brzasku
padł z wycieńczenia gdzieś na piasku
worek z korzeniem miał przy pasku
czołgał się aby wyjść z potrzasku
wreszcie, gdy dotarł do bram miasta
wiedział, że tu jego czas nastał
godność swą sprzedał bardzo tanio
życie zwyczajnie oddal za nią
obok przechodził wynędzniały
co przez wieki szukał swojej chwały
słynął, że podły był jak żmija
zimny jak trup, którego mijał
stanął rabując co się dało
splunął, poniewierając ciało
ruszył przed siebie dalej śmiało
do miasta, co złotem błyszczało
spotkał tu brata co przed laty
z wojska pouciekali w światy
brat chciał być wielki i bogaty
c-kolwiek nie ruszył – same straty
nędza go oprawiała w baty
był jak chwast ten, powyżerane kwiaty
z korzeniem ukrytym pod koszulą
szli chcąc po dorównywać królom
stać nad bogami ponad wszystko
z sumieniem jak martwe cmentarzysko
koniec ich był prawie typowy
schwytano, wieszając ich za głowy
o tym: a za co? ani słowy
stryczek wymowę ma bez mowy
przechodził pod szubienicami
krawatem zdobionym wisielcami
uszy przewiązał sobie szmatą
kopał rękami jak łopatą
wydarł z podziemi mandragorę
oczyścił ją i spakował w worek
do miejsca, gdzie nieopodal chaty
szedł wino
pić ze swoimi braty
pijcie swe niezaznane szczęście
chcąc nie być tym kim jesteście
śpijcie w burdelach i spelunach
w objęciach wisielców, alrauna. [x4]
Random Lyrics