azlyrics.biz
a b c d e f g h i j k l m n o p q r s t u v w x y z 0 1 2 3 4 5 6 7 8 9 #

augustyn - ostatni raz lyrics

Loading...

[intro]
opowiem ci pewną historię
posłuchaj sobie jej, oh

[zwrotka 1]
apokalipsa jana się zaczyna spełniać, zobacz
co robi kult pieniądza, świat odwraca cię od boga
chora telewizja wmawia ci, że masz się puszczać
ruchać w gumie, brać pigułki, nie masz ich, to dupa
zaś pewna młoda para mówi, że się bardzo kocha
ale ona chce studiować, no i wpadką jest jej ciąża
więc usuwa ją tabletką po z apteki obok dworca
na którym to o jedzenie żebra starzec do przechodnia
ubranego jak pierce brosnan w siedemnastej części „bonda”
i choć to „goldeneye”, to nie daje mu nawet grosza
i odpala papierosa, nagle dzwoni na iphone’a
jego schorowana matka, to jest wideorozmowa
„synu, konam! diagnoza! rak zaatakował płuca
co ty masz w ustach?”, „nic” odparł, płacząc, depcząc szluga
„to jest moja ula”, krzyknął starzec zza ramienia mu
dostał zawału serca, wołał „synu, pomóż, ratuj”
on odwrócił się na pięcie, szybkim krokiem do pociągu wsiadł
zatrzasnęły się drzwi, przycięły mu jesienny płaszcz
ledwo wszedł, a chciał wysiadać, ale no, nie miał jak
odjechał ze świadomością, że widział go ostatni raz
i myślał całą drogę czy on przeżył, przecież nie był sam
grupa ludzi zbiegła się, karetka była też na czas
na bank ktoś mu pomógł, przecież to taka ludzka reakcja
że jak widzisz, jak ktoś leży na ziemi, to dzwonisz na pogotowie, po lekarza
i wmawiał sobie to dalej, targała nim frustracja
sm+tek, żal, niemoc i pretensje do całego świata
no bo tam był jego tata i nie widział się z nim, od kiedy mama
kazała mu się przenieść, miał wtedy cztery lata
od rana awantury, bo lubił wypić, a nie miał siana
a jak miał, to tylko dlatego, że kradł i bił matkę zawsze, kiedy wracał
pijany! i nieraz gwałcił ją na jego oczach
chował się do szafy, gdy słyszał kroki ojca
i po dwudziestu latach spotyka go jako żebraka
na dworcu, bez brody, wąsów i loków, jakimi zapisał się w pamięci osób
i gdyby nie poznał wtedy tego głosu dobiegającego do niego z telefonu
o tym, że nowotwór płuc w środku siedzi i zabija jego żonę po kryjomu
to nie dostałby zawału, martwicy narządów wywołanej zaburzeniami w ukrwieniu
i krótko mówiąc, jego syn nie miałby go teraz na sumieniu, ah
bo dokonał wyboru i wsiadł do pociągu, jechał z wwa do pracy, do sopotu
ma biznes i szukał nowych inwestorów, bez których jego firma upadnie po miesiącu
w jego domu zimna woda, nie ma chyba nawet prądu i nie muszę wcale mówić, że to dzieje się po roku
ziomów nie ma już tak samo, jak w kieszeni tych paru stów
ma w banku dług i dalej za matką ten pociąg do szlug
nałóg zawiózł ją na cmentarz, syn odwiedza grób
„czy jej duch jest w niebie?”, pyta sam siebie w myślach znów
leży tu też jego tata, zawał był śmiertelny, nie mógł pomóc mu
nawet ratownik, bo gdy był na miejscu, to nie żył już
nie sposób było pojąć mu planu, jaki ma dla niego bóg
no bo nie ma już hajsu, domu, kolegów, firmy i swoich rodziców
ból to jedyne, co czuł, leżąc tam, gdzie jego tata: na bruku
na brudnym dworcu, umierając z głodu, dopalając resztki
[outro]
znalezionych przez siebie papierosów, petów, śmieci i innego ścierwa
umarł, rozumiesz? nie żyje… jaki z tego morał?



Random Lyrics

HOT LYRICS

Loading...