azlyrics.biz
a b c d e f g h i j k l m n o p q r s t u v w x y z 0 1 2 3 4 5 6 7 8 9 #

bisz – niepamięć lyrics

Loading...

[zwrotka 1]
pamiętam tylko te parę impresji ostrożnie wyławiam je z mroku
resztę przykrywa niepamięć, smak jej skóry, brzmienie jej głosu
nosi je pamięć zmysłów, która mym słowom się zawsze wymyka
i mam ją na końcu języka, zawsze ma ją na końcu języka
czasem z takich niemożności rodzi się wiersz, częściej frustracja
czasem poeta zwykle grafoman, któremu życie znów kona na kartkach
jestem tym drugim, co próbując uchwycić moment gubi się w słowach
nie zaczynaj tego od nowa, mówiła, czy można zaczynać od nowa?
zawsze był pełen zazdrości, bo zawsze udawał swą wartość
to nawet nie kompleks niszczości, niestety i ciężko uchylić się faktom
jak kameleon przybierał barwy otoczenia, w którym się znalazł
a przy niej stawał się tym, kim chciałaby by był i nie wiem, czy kłamał
zawsze chciał dobrze dla wszystkich, bo czego sam chce, nie wiedział nigdy
wszędzie czuł się nie na miejscu złapany w pułapkę oczekiwań innych
tylko gdy zostawał sam, wypływał na powierzchnię czuł, że oddycha
i zrobił wszystko, by zmienić się dla niej i dla niej tonie do dzisiaj

[refren]
wciąż wypuszczam bańki z ust, ból, ból
czas płynie jedynie w dół, w dół, w dół
i leci przez palce piasek, ale nie mój
gdzieś ciągle jesteśmy razem, ale już nigdy nie tu, nigdy nie tu
wciąż wypuszczam bańki z ust, ból, ból
czas płynie jedynie w dół, w dół, w dół
w dół, w dół
[zwrotka 2]
jak miałbym tobie powiedzieć, że wszystko czym żyjesz przestanie istnieć
wszystko co kochasz, wszystko przed czym uciekasz stanie się nierzeczywiste
bo gdybyś mógł to uchwycić w ten sposób to może zdążyłbyś jeszcze
odnaleźć czas, przestrzeń na to by żyć i znaleźć swe miejsce
patrzyłeś na nią, mieszała herbatę w dużej przezroczystej szklance
potem mówiła do ciebie, lecz ty nie słyszałeś coś kazało patrzeć
jak drobiny powolnie wirują, tracąc esencje powolnym pasmem
jak ogony komet myślałeś, a potem kolejno siadały na dnie
wróżyłeś los tych fusów wtedy, lecz nie miałeś o tym pojęcia
na balkonie zalanym słońcem zaczęło brakować powietrza
poczułeś zawroty głowy, jakbyś rozpoznał się
w jednej z tych drobin
i chciałeś powiedzieć jak bardzo, lecz usta miałeś pełne wody
to sam siebie zwodzi zbyt długo na końcu robi się śliski, nic nie mów
i co za ironia, że tak wielu ludzi, odnalazło siebie w twoim zagubieniu
lecz nie ty i nie ja, a ona choć dałeś jej słowo
i trzymała się go do końca to gdy je złamałeś zaczęła tonąć

[refren]
wciąż wypuszczam bańki z ust, ból, ból
czas płynie jedynie w dół, w dół, w dół
i leci przez palce piasek, ale nie mój
gdzieś ciągle jesteśmy razem, ale już nigdy nie tu, nigdy nie tu
wciąż wypuszczam bańki z ust, ból, ból
czas płynie jedynie w dół, w dół, w dół
w dół, w dół



Random Lyrics

HOT LYRICS

Loading...