azlyrics.biz
a b c d e f g h i j k l m n o p q r s t u v w x y z 0 1 2 3 4 5 6 7 8 9 #

czn&j - hegemon lyrics

Loading...

[zwrotka 1: czeczen czn]
dziś ruchów kilka cofnąć funkcje w życiu jak wordzie
nie ma opcji control plus z, kurwa, dobrze
miłości chciałem wielkiej w złudzienie jej wpatrzonym
plus duszę pasji wiernej, na podium być środkowym
szukałem tego osobno, schizma duszy choroba
w kościach prosto się ocknąć, tak trudno szlak ten obrać
patrzyłem na inne, zarazem nie potrafiąc
na raz wziąść se dziwkę, bez chemii się z nią bawiąc
nie chodziło o instynkt, o co łatwe, ale wtedy
wnet do serca kolizji z duszą umysł zamknięty
brzydzę się fałszem, nienawidzę niepoważnych
ludzi, jednakże melanży mój towarzysz
farmazon sabotażysta na lata tripy mi wkręcił
widziałem w nim rap+mistrza, więc rap+impas mnie więził
wbrew sobie, więc samotny, nie mając nawet siebie
bez łoża znów miał okryć, w otchłani ciągnął głębię
[refren: joanna]
nie żałuję tego wcale dziś
z doświadczeniem teraz mogę iść
drogą przed siebie
zaufałam sobie dawno już
przestań słuchać innych, zacznij czuć
nie patrz za siebie

[zwrotka 2: joanna]
nie żałuję tego wcale dziś
z doświadczeniem teraz mogę iść
zamykamy etap, aby śnić
chcę, co moje albo nie chcę nic
doświadczenia to mądrości nić
ból pchał w pustą otchłań, aby pić
nie chcę nigdy więcej już tak żyć
być nie mieć, ale mieć, by być
nie żałuję niczego, wszystko po coś tu jest
żebyś zobaczył tęczę, musi najpierw spaść deszcz
ale złu mówię “precz”, starczy, wiem, jestem silna
uczennica szkoły życia dla jasności bardzo pilna
opinia nieprzychylna, jak nie wiesz, to zapytaj
w cudze sprawy nie wnikaj, za wąska twa logika
pytaj, nie dopowiadaj, kto pyta, nie błądzi
i koniec końców tylko bóg może nas sądzić
[refren: joanna]
nie żałuję tego wcale dziś
z doświadczeniem teraz mogę iść
drogą przed siebie
zaufałam sobie dawno już
przestań słuchać innych, zacznij czuć
nie patrz za siebie

[zwrotka 3: czeczen czn]
każdy krok na szczyt + chwała, stoję, swoje mam wreszcie
na życia himalajach, swą własną trasą szedłem
tam śniegiem był mefedron, do kosza talent, więc w trumnę
co dzień wbijał hegemon, bo nie ja, a cel się ugnie
dziś mogłem w gości wbiciem w prezencie milion dawać
nie autografy na piździe, czarny inny polski białas
zamiast łapać kartką vibe+kosmos, szczyt nie zniknie
lubił się wiązać z narko, rozwodził się burzliwie
i tak non stop, by wracać, marnować, wiem, to podłe
w nosie każda okazja, w nosie każdy problem
na szczyt rap+olis patrzę, czekał tam na mnie leżak
chcesz wbić na fazie punchem, moje kojo, leszczu zjeżdżaj
wciąż instynkt rap+oblicza, nie ten, co go na zyski
w backstage’ach tylko słychać jak głośno jęczą cipki
pierdolę, co se myślisz, gdy milczy metafora
swe osiągnij życia szczyty, by nic im nie żałować
[zwrotka 4: kaczmi]
od początku prowadzi mnie własna droga
raz pozwala wierzyć w boga, raz robi z niego wroga
poranna joga rozpręża kręgosłup
codzienna wena na mały rozruch
posłów przemowa, przełączam kanał
same pierdoły, kłamstwa i banał
trzeba zaufać, samemu sobie
jebać, co mówią komuś o tobie
zawsze z boku czy może w cieniu
ćwierć wieku pykło w polskim podziemiu
od początku nie było łatwo
życie kładło pod nogi kłody
bywało, że się zaprzeczało faktom
jeżeli groziło to brakiem swobody
konfidentów jebać, kończy się zwrotka
cóż więcej dodać, koniec, kropka



Random Lyrics

HOT LYRICS

Loading...