evening’s. (pl) - most rés lyrics
z miejsca gdzie ciemność pożera kolejne tunele światła
gdzie latami następuje stopniowo całkowita degradacja
potrzebuję pomocy
przez otoczenie potrafię ten fakt tylko od siebie oddalać
jak w nocy przez frenezje powidoków finalną datę egzekucji
raz widzisz w l+strze nic, innym razem
siebie w ogniu, cały dom w ogniu
mimo to na ulicach panuje spokój
przetaczam się przez miasta, nie pełniąc
w nich żadnej istotnej funkcji, serio
to tylko wór mięsa którego próbuję
nie rozkurwić + czasami mijam iskrę
pod rękę z kablem i prętem bezmyślnie..
i nie muszę mówić, dzielnice są puste
po robocie wyślę jej blikiem stówę
a nie uśmiech, sam jak ten wypalony
sygnał na koniec usnę, wtedy sobie
wspomniane spotkanie przypomnę + i
zagram jej jeden numer, z limes
znajdź mnie w tej złej, na minusie
stacjonarnie, bezwładnie podaję
oczy jak georges bataille, na tacy
wyglądające jak dwie sfery dysona
jeśli odnajdziemy prawdziwe drogi czy
chociaż jedno hobby? to w separacji
bo razem jesteśmy w stanie żyć tylko
bleak życia i wyblakłe klisze o nas
nie okazywałem nigdy emocji
bo szczerze nie potrafiłem, winien
jestem może kilka więcej słów przeprosin
ale wolę uciec bez słowa, tak mi
podpowiada niejasne indywiduum
gdzieś między potylicą, a rdzeniem
ego gdzieś zgubiłem przez myśli tumult
biegnąc jak najdalej od siebie, krętą
ścieżką, wprost na kolce i korzenie
gdy zobaczysz piekło, nie wyjdzie z ciebie
nie zrobi tego se7en, ani strzał jeden
ogród zmienił się w chemiczne niebo nad
fabryką
alceo dossena fałszuje pożółkły pomnik z
lastriko
noszę na sobie piętno wiecznego k+hole
(i co?)
gdzie dialogi dawno zmieniły się w a+
postrofy
trzymam się ich ledwo jak brzytwy tonący
i jak ślepego trzymał głuchego dotyk
dzieła hana van meegerena zmieniają
niewinne wygłupy w realne kłopoty
stanowimy już teraz nowy gatunek
względem pra+ojców z 1700
praca latami niweczona przez kolejne
pokolenia które nie są w stanie
oczekiwań spełniać, co raz dziwniej
psychologowie nie wiedzą jak się zabrać
za abstrakcyjny umysłowy pejzaż
na antypodach wyrabiany almanach
inżynieria wsteczna lojalności, znika
piękny ostatni śnieg zmienia się w błoto
z zasadami i igłami, pomost do
fincherów i strugackich tego świata
którzy dali mi dużo więcej niż rozmyte
światła miasta i zimno przeszywające
aż po rdzeń, rozważanie nad sobą
+n+lizy otoczenia pchane na zewnątrz
+n+lizy do wnętrza pchane do kosza
przeminiemy, nie znacząc nic i tak
leżę w kącie, lżejszy niż powietrze
labirynt ludzkich spraw numer 61
zamiast szpiku rdza, niebieski pył staw
z wolna utworzył ze zmarnowanych szans
wokół wybory, między wstydem a
ważąc ujemny gram w 62
wiatr rozmywa siebie, spycha na pobocze
zaklinam transmisję patrząc tak w jednym..
kolorze odczuwając zawsze sonder
ściany zbliżone do siebie, by odpaść?
niewystarczająco. wydostałem się
na pustynię brzuchem w górę w tej+
temperaturze temper tantrum by odpaść?
niewystarczające. ostatni pokój
cztery ex+ciemności, znika łącze
nie mylę drzwi z framugą, wiem kim była
peggy guggenheim, ale też ostatnia
rodzina + zimniejsza niż estonia
to tylko taka bardzo rozbudowana
metafora, trochę jak główny bohater
no country for old men, szczerze polecam
ale nie chcę spoilerować że go nie ma
żyjemy w miejscu
gdzie możemy sobie
pozwolić na luksus
rozczarowania i
gniewu, samochód
zniknął z kierowcą
ścieki zewsząd krzyczą
skorumpowany rząd
ziemniaczane twarze
idąc samotnie w dal
nowy drag, wyzysk
wyłączone radio
zaciągnięte zasłony
groteskowe maszyny
słońce nie zaszło
przestało zachodzić
krzywią się billboardy
flagi na, szczytach
masztów runęły jak
linia horyzontu
rodziny w ogniu
góry plastiku
nie ma już piachu
powykręcany
liczę ostatnie dni
pod warstwą metalu
głębiej, głębiej
rwące oceany
całe doliny pod
rękę z marzeniem
otwieram portfel
pełno w nim, nic
(nic, nic, nic)
Random Lyrics