azlyrics.biz
a b c d e f g h i j k l m n o p q r s t u v w x y z 0 1 2 3 4 5 6 7 8 9 #

fonope - entropia lyrics

Loading...

[verse 1]
stali tak sami. na sali leżała jego córka
stali za szybą i nie pozwalali mu wejść choć, kurwa
nie płakał często raczej, ale teraz łzy miał w oczach
i nie wierzył niby, ale teraz prosił by to jedyne szczęście nie prysło chociaż…
miał pusto w sercu
gdy patrzył jakby w krzyż na monitor pulsometru
i rękę przylepiał mocniej do szyby za każdym razem
na to jebane “pik” przerywające ciszę czasem…
nie czuł dłoni k-mpla na ramieniu
nie czuł nic. znieczulica. jakby pauza w biegu
czas ruszył nagle, dopiero kiedy otworzyła oczy
i szpitalną salę wzrokiem okrążyła, po czym popatrzyła w oczy mu
tak jakby chciała powiedzieć do niego coś
i co to, kurwa, było? to już nie dowie się tego, bo
tamci wbiegli na salę, powiedzieli “cofnij się”
co już do niego nie dotarło wcale, słyszał tylko ciągły dźwięk
to było jak kara największa
zmarła w skutek obrażeń i na atak serca

[verse 2]
miało być spoko. i spoko było w sumie, była wóda
i lot. no i byli w klubie. i noc, no i czil. na luzie
bawili się. i napili się trochę. tak bywa, okej
i czas mijał i ona spływać już chyba chciała trochę…
wracała sama. trzecia czy czwarta nad ranem
ciemno. droga kręta i bania na amen
ale nie była z tych co tak mają ciągle, co weekend, wiesz o co chodzi
normalna. życie, jak życie. do teraz. dotąd. do dziś
ta bania zeszła jej w moment. chwila i otrzeźwiała
gdy jakiś typas rzucił się na nią. krótko coś wrzeszczała
póki nie zatkał jej ust. i słychać było tylko stłumiony pisk
ale o tej porze tu go dziś nikt nie słyszał
nie będzie pamiętała nic więcej
zobaczyła ciemność, urwał jej się film, jeszcze
tylko poczuła ból, kiedy uderzył ją w twarz łokciem
i zdążyła tylko z całej siły wbić mu w pysk paznokcie

[verse 3]
wibracją telefonu wyrwał go ze snu “nieznany numer”
“kto normalny dzwoni o tej porze tu? jebany dureń…”
i nagle wróciły siły, tylko on wie jak się czuł
i ten przypływ adrenaliny na to, co ten facet mówił
że pobicie, zagrożenie życia i że stan krytyczny
i że utraciła dużo krwi pomimo ran nielicznych
i miał natłok myśli i czuł złość, strach, wszystko na raz
ale teraz byleby tam być. byle wyjść stąd zaraz
i już na ulicy był i zadzwonił stamtąd po k-mpla
no, bo gdzie miał dzwonić, skoro wychowywał sam ją, kurwa?!
tamten wziął samochód i może z pięć minut później
pędzili już do szpitala. tamten z bladą miną. bóg wie
co przeżywał tylko. chwila za chwilą. szybko
straciło wagę wszystko. nawet nie myślał nic o tym
bo jakie to znaczenie miało: nie zapytał nawet
skąd ten k-mpel, co go wiózł teraz, ma na twarzy tę ranę….



Random Lyrics

HOT LYRICS

Loading...