gruz braders - nie byłem nigdy lyrics
bonson:
jakoś nie byłem bananowcem
chociaż mama chciała dobrze
miałem kilka lat, a już nie było o czym gadać z ojcem
rap grał w oknie
i to kurwa taka moc
że mija kilka lat wychodzę z domu, jadę zagrać koncert
grać za drobne, ale przestań, hype nam rośnie
jaki, kurwo, hype, tam się każdy śmiał na ośce
dzisiaj damian props jest, może jakaś flaszka z ziomkiem
przy okazji moja siora chce byś coś nabazgrał, dobrze?
dobrze, ogarnąłem chyba spoko
mogłem zachlać się lub siedzieć
byś nie patrzył dziś na logo
chyba spoko to
budzę się i wiem że mam dla kogo
i nie ma, kurwa, opcji, żeby ktoś mi siadł na ogon, wiesz
sam se chciałem życie spaprać
wyjść się nacpać
dla mnie spoko
tak jak spać na wycieraczkach
i starałem, kurwa, mocno się
ale ktoś inny tam miał plan
ty, no chyba szczęście mam naprawdę
kiedy ktoś ci mówi, że nie warto, nie warto
kiedy myślisz, że to wszystko nie jest prawdą
kiedy cię wkurwia, że się patrzą
masz tylko jeden strzał, by pokazać że cię stać bo
nieważne skąd przyszedłeś
i nieważne ile masz przy sobie
jesteś spoko – piona
a jak nie to ręce masz przy sobie
w sumie nie wiem jak to jest
nigdy nie chodziłem głodny
mój tato był robotny i przynosił pliki forsy
typowy pracoholik, dla synów czasem za ostry
wyszło to na dobre nam, ogarniamy ja i brat
jako dzieciak nie doznałem patologii
żeby nie było, dzieciak, nie jestem bananowy
miałem skoki, adidasy zazdrościli mi chłopaki
dobra mordko, bez przesady, zwykłe dziecko średniej klasy
kochałem football, na boisku latał …
dalej kocham football przez doping i oprawy
14 lat, sędzina dała wyrok w zawiasach
że byłem takim urwisem, mamusiu, przepraszam!
nie mam prawa do narzekań
co roku miałem święta, ferie i wakacje
nie mieszkałem na blokach
za to street mnie wychował
no i …, nie zrozumie przekazu tylko ignorant
mama inną przyszłość chciała dla mnie
niż wystawanie po bramie z kolegami po 12
ale stąd jest ten slang, brudny styl szczeciński
lecą iskry z kabiny, bloki tętnią dziś tym
mam twarz pokerzysty do rozgrywki o życie
nigdy nie byłem lamusem, który nadstawiał policzek
idę na żywioł poza horyzontu linię
już przywykłem że ktoś bruździ no i wystawia opinię
moje imię będzie słynne, słyszę słowa przepowiedni
czy mi wierzysz czy zaprzeczysz, to twój komentarz jest zbędny
nie znałem biedy, mój ojciec pracował ciężko
patrzę w niebo z nadzieją, że wciąż czuwa nad mną
przeszłość wraca często, znów zasypiam późno
nerwy mnie budzą, równo z córką, przed 8
muszą mnie zabić, by prawdy nie znały bloki
a mamy znów tylko moment, żeby przejrzeć na oczy, pomyśl
kiedy ktoś ci mówi, że nie warto, nie warto
kiedy myślisz, że to wszystko nie jest prawdą
kiedy cię wkurwia, że się patrzą
masz tylko jeden strzał, by pokazać że cię stać bo
nieważne skąd przyszedłeś
i nieważne ile masz przy sobie
jesteś spoko – piona
a jak nie to ręce masz przy sobie
Random Lyrics
- kako m. - historietas lyrics
- top floor - same cloth lyrics
- salvador santana - molina lyrics
- ismaeil tamr - syria jannah / سورية جنه lyrics
- i-maroon - mi salt lyrics
- doja cat - like that lyrics
- mallrat - groceries lyrics
- fløke music - nansen 2018 lyrics
- cease upon the capitol - fucking wrong lyrics
- keywest - roses in the summertime (undelivered ep bonus track) lyrics