jacek kaczmarski - lot ikara lyrics
ostrzegał mnie ojciec, gdy skrzydła majstrował
przed lotem na własny rachunek
lecz cel mój – świst myśli – zagłuszył te słowa
i ścięgna naciągnął, jak strunę
więc w górę! – nad głowy, nad stropy, nad ziemię!
w poszumie stroszących się piór!
najwyższą świątynię zamyka sklepienie
a ja – nad sklepieniem! wskroś chmur!
wołają – ślepota! wołają, że pycha!
a ja ramionami w dół niebo odpycham
i chwytam w źrenice ogromy oddali
gdzie wszystko jest małe i wszyscy są mali!
ich rozgwar pochłania
fanfara cisz –
im – lecieć w otchłanie
mnie – wzwyż!
ich miasto – płat kory w labirynt poryty
co – martwy – od pnia się odkruszył
ich państwo – garść wysp dryfujących w błękity
istnienie ich – trucht karaluszy
chmur karki pokorne rozpędzam rozpędem
gdzieś za mną wiatr wyje jak pies;
nie pytam o drogę, dróg szukać nie będę –
ja sam jestem drogą za kres!
wołali – ślepota! wołali, że pycha!
a ja ramionami w dół niebo odpycham
strop światła rozbijam i jestem za kresem
pomiędzy bogami! nad nimi już lecę
rwę skrzydła piorunem
fanfarę cisz –
i kosmos w dół runął!
ja – wzwyż!
skrzydlaty i nagi, wśród światła okruszyn
w igrzyska wpatruję się boże;
ich uczty i walki – jak trucht karaluszy
ich parnas – labirynt na korze…
nie widzą mnie, krążąc wokoło jak słońca
– mgławicą nieludzkich lic –
aż któryś mnie żarem niechcący potrąca
i zrzuca bezwiednie – w nic
na ciemnym tle nieba wypalam ślad jasny
mój ślad – już ostatni, przelotny, lecz własny
i spadam kometą, chwilowym płomieniem
być może spełniając tym czyjeś marzenie
i lecę wśród cisz –
ja – żar – drążę ziąb
i wszystko mknie wzwyż
a ja – w głąb
Random Lyrics
- jaymt - forbandet lyrics
- 7heo - hip lyrics
- mc pedrinho - beber enlouquecer lyrics
- already gone - heartache lyrics
- anthony lastella - madame lyrics
- cry - intro lyrics
- ricky hil - normal times lyrics
- ks. jakub bartczak - idę lyrics
- culture abuse - take it out on yourself lyrics
- dalive$t - run !t up lyrics