koza - bór petalburg lyrics
zbrodnie chcieliby podnieść, chcieliby zanieść
zbrodnie chcieliby podnieść, chcieliby zanieść
pawany mokrym psom z ulic pisze nadworny grajek
bór petalburg na tajemnice jest za mały
makabry ze wczorajszych snów wracają w poniedziałek
powody są za rogiem, wychodzę do lasu często
by nie być powodem, komplement jak kamień w wodę
mój suwerenny nos jest kłamstwem, na które się godzę
tak w nudy afisz wkraczam swym zygzakowatym krokiem
tak w nudy afisz wkraczam swym zygzakowatym krokiem
tak w nudy afisz wkraa, paraliżu część druga właśnie
uciekłem w pierwszym akcie
co mi się śniło? to głupie pytanie
pompy moich żył są zbyt jednostajne, pamiętam tylko, że
umierałem
jestem tym, czym się staję. (x4)
powietrze przesiąkło zapachem traw, chciałbym znowu mieć poczucie, że robię coś pierwszy raz
coś rusza się we mgle, to tylko krzak
słyszę w głowie własny głos, a nie wiem czy to ja. (x2)
wychodzę, by pomodlić się do butelkowych ludzi w domach bez konstrukcji, nawet nie jestem pusty, nawet nie jestem mądry
czy mogę zdążyć nim ten opar wszystkich uśpi?
mów mi, chcę słyszeć twoje słowa
to grupka dzieci krzyczących – zobacz! autonomia jest filtrem! – nawet nie myślę ile mogę stracić przez tę nawijkę, mój księżyc zawsze gdy wychodzę gaśnie, mój świerszczyk jest jakby dawno nacisnął przycisk ‘wyjście’
moje cielesne posłanie jest tym, co opowiedziałem, nigdy nie sprawdziłem co piszczało w trawie – sam wiesz. (x3)
zapomniałem, którą stroną się wychodzi znowu, opór powietrza znika, biorę głębokie kokyu
zepsuciem obcych poczynań piszę po dachach domów, mam tylko własne przeżycia, reszta to skarb koboldów
Random Lyrics