matifour - 4train lyrics
[verse 1: matifour]
z początku kręciłem beczkę; donkey kong
zacząłem tworzyć potęgę; nintendo
ale jak ze mną spalisz most jak oni
zagramy na następnej stacji jak sony
zechcesz na szlaku dać czerwone światło
to będziesz martwy w mych oczach; john marston
od mej familii wara
choćbym miał zabić, za działania przeciw niej będzie zapłata
nigdy sam w rapach to nie byłem
na to dowodem są głosy co masz zaszczyt usłyszeć
i choć wiele rzeczy zmieniłbym w mojej przeszłości
co do rapu nie ma takiej opcji
więc wyżej chcę wznosić mój pułap
może i jestem tu ciut głową w chmurach
za to me stopy są twardo na ziemi, ty
jak poślizg ma być z tym, to w stylu tokyo drift
[verse 2: fl4me]
miałem cichy rok, to paradoks niby bo
jestem jak ten ukryty w mieście krzyk, z tej dzielnicy skąd
nikt nie miał tej wizji, tutaj w szarym cieniu wszyscy są
i nie jestem wyjątkiem, przez swą zawiść wciąż mnie przyćmić chcą
ciężki klimat jest bez niespodzianek; radiohead
karma wraca, nic nie dałem światu, przez to wiem
że nie dostane nic jak wróci do mnie ona
więc sam wezmę sobie wszystko ziomal, sukces, respekt, chcę to mieć
mów mi pic-sso, pozornie mieszam rzeczywistość
a w tych obrazach po przyjrzeniu więcej jest niż wszystko
widzę szerzej i choć czasem jestem pesymistą
zwycięstwo da mi własna praca, wiara, gniew i realtalk
znów paradoks, bo ten głód daje mi energie
by iść swoim szlakiem i mieć nonstop wbite w reszte
jeszcze troche mi to zajmie zanim ciszę przerwę
następna stacja, kosmiczne sk!lle, payday
[verse 3: tvrnvs]
witam po stokroć wszystich, co drugi zjeb jest w szoku
siema-pozdro pizdy, rokuje na rookie roku
naruchałem więcej panczy niż niejeden m-s-ch-sta
bieda umysłowa chce pokazać na co ich stać
raperzy tu z podniecenia stoją ciągle twardo
ale to nic nie zmienia, dalej cioty chuja znaczą
ze wstydu się spalą wielcy piromani
mnie obleją falą propsów jak pirlo po karnym
nosze stygmaty przez wersy, mów mi padre pio
to mi na rękę jak maradonie z argentyną
pozjadane w kurwe, czuje głód jak gluttony
ludzi znam na wylot, żaden laik anatomii
to mój one train i ja, schowani w setkach serc
jak glider i laik skąpani w deltach rzek
punch za punch, ząb za ząb jak hammurabi
nokautuje wzrokiem i nie cierpie zwłoki; salim touahri
[verse 4: iboriel]
czwarty pociąg cię już minął, zostawił za sobą minę
wybuch wkurwienia, uśmiechnięty patrze stoisz w tyle
nie zdążyłeś, tak jak ogarnąć caly four skład więc no
błędy istnieją, zobacz co robią, tam głąb wpadł w głąb
wiesz o co chodzi? już nawet chuj nie wie o co chodzi
ciągłość stagnacji, przez ludzi juz na wylot wychodzi
znam cię cztery minuty i już wiem o tobie wszystko
najczęstszy komentarz: w głowie na razie jest ściernisko
zaskocz mnie intelektem zaświeć światlem jak latarnia
o kurwa, element grozy beethoven’a “ta da da dam”
jak to możliwe?, zajebisty jak serial obyczajowy
pierdole głupoty, sie nabijam jesteś chujowy
pije oshee, raz 4move, pozdrawiam adam nawałka
dobra robota, brak chęci by spierdolić smażyć placka
dotknęła śmierć członka załogi pchania tego syfu
pociągiem jedziemy razem z jego duszą bez kitu
[verse 5: bardlew]
wszystkie typy wokół wiedzą, że już pora odejść
czego by nie mieli to i tak jest moja kolej
chociaż wokół żadnych typów, niby jak w safezonie
bo jedyne beefy jakich sie boje to z tarnasem, majkelem, matimforem
łapiesz wersy z opóźnieniem dwie godziny, co?
się nie dziwię jak twój idol szczekociny flow
ma ten problem co bez wczuwki co serio
bo się wypala jak świetlówki w polregio
1 train, to robił a$ap i nic nowego
2 train, tu rap, a inni niepewnośc
3 train, tylko reagując albo idąc nigdzie
4 train, tak rodzinnie, atakując ich niewinnie
i spójrz tu. jadę z muzyką buntu, szczury
jedyny przystanek, to będzie przecinek przed który
moja droga prosta, twoja w linii co wodzi
od „konduktorze łaskawy” aż do maryli rodowicz, okej
[verse 6: michał/majkel]
stoje twardo na ziemi, nawet jak sie wali grunt
tworzę wartość nadziei, raczej wpadnie za tym punkt
głowa w chmurach, popiołu obok ławki w chuj
co tam chłopak? nie mów mi, że nie wiesz co to ból
z początku kręciłem se bekę, w co mam wierzyć nie wiem
mówili uwierz w siebie, nie wierzyłem w to że jestem tym
kim chcę być, zawsze gdzieś była jakaś luka
dzisiaj połatane sporo, nowej drogi już nie szukam
jestem sobą to pewne, stawiam kroki niepewne
kładę zwroty na pętle, gonią mnie marzenia senne
znam znaczenie, wiąże fakty z przeszłości
sporo bym tu cofnął ale z rapem nie ma takiej opcji, ty
nie ma opcji że cofnę ten czas, nie ma opcji że zgubi mnie brak czegoś
brak czegoś- więcej, równowagi jak pro-era- cztery siedem
Random Lyrics
- mozzy - who i am lyrics
- ackapellen - lärdom lyrics
- 4000 carats - cooloolé lyrics
- guillermo toledo - salta lyrics
- melo (fin) - pliiis lyrics
- enuff z'nuff - i won't let you go lyrics
- damien jurado - rosewood casket lyrics
- deep-laid - ash lyrics
- todd edwards - where are you? lyrics
- stomper 98 - niemand hat gesagt das es leicht wird lyrics