azlyrics.biz
a b c d e f g h i j k l m n o p q r s t u v w x y z 0 1 2 3 4 5 6 7 8 9 #

matys (mtn12) - dni lyrics

Loading...

1
34°c w cieniu, pamiętam to jak wczoraj
wydeptane boiska, siniaki aż do kolan
i co bym nie przeskrobał, uciekałem od starych
a dziadki dla mnie słodycze, za firanką kitrali
dźwigi za oknem, potem przybyło trochę wiary
wtedy dzielnie miały kose, wiec nowi byli sprawdzani
to było jakoś wtedy gdy miałem commodore
i w ponura pogodę, siedziałem przed czarno-białym telewizorem
i pamiętam zajawki, zajarany małolat
gdy postawili plac do kosza chłopaki latali jak jordan
do dziś zadaje sobie pytanie, skąd dziadek miał te kasety
ze swojej pierwszej wieży, otwarty balkon i “bomfunk mc’s”
to było przed internetem, przez klisze zaćmienie
późno się wracało po szkole, a święta były świętem
pierwsze love story wtedy oddałbym jej wszystko
pamiętam jak kredyt z “idei” spierdalał mi szybko
miałem zioma przy flocie, jedyny z netem na blokach
zaraził na dobre hip-hopem, g-unit – motorola gąsiora
i to był ten przełom, potem na break’a do mdk
latem gumolit przed klatki, tagi, czysty underground
czuliśmy zapach ganji, nieświadomi co to
lecieliśmy bekę z glizdy, że śmieje się do nikogo
a z uszolem do piwnicy, bo stary miał siłownię
zajebaliśmy po kapsułce i sprintem gdzieś z kilometr
zima – okolice rąbina – wóda z gwinta na rurach
pamiętasz kuzaj jak urban z żabki batony jumał?
z jacą i kmieciem, nagrywki czwarte piętro
wieczorem zawsze w miasto, dupeczek było pełno
nie zważałem na jutro dzieciak, życie beztroskie
życie spokojnie, opuściłem polskę, bilet w jedną stronę…
bang!

2
nowe życie, nowe miejsce, inna kultura, sk-maj!
na starcie furia jak krissu, bo jakiś typ mi oko puszczał
zwiększyła się ekipa, finglas ustawki na grilla
pierwszy halloween, “druidy”, żołądek nie wytrzymał
zacząłem siedzieć trochę w bitach, z żółwiem nawijać
pierwsza nuta wpadła ludziom do ucha, paweł na ballymun puszczał
nie było fejsa, tylko bebo, gg i nasza klasa
każdy coś sensownego wstawiał, nie pieski na snapchata
osiemnastka – melanżowe lata, dobrze ją wspominam
rozsypała się ekipa, tak bywa – nie ma wybacz
szpila, bilard, łycha, zamiast coli w tych dwóch litrach
giganty blanty i michal, potem blady, bo wyjarał sam magica
chłód października, my spod heinekena z mostu do liffey
co to były za wiksy, cidery z lidla, czy braki adrenaliny
to coś jak sylwester u siwej, kurwa masakraaaa
z loczkiem do off-lajsa, na wariata w gaciach i krawatach
o dziewczynach, używkach, debilach, nie wspominam
najczystsi mówią wszystko jest dla ludzi, się odcinam
raputacji posłuchałbyś, gdyby kanał nadal istniał
została gazeta, z rudą wywiad, gdzieś w szufladzie ją trzymam
2011, ploty na mieście, co wy tam kurwa wiecie
pizgałeś rowerem kilometry codziennie, by wysyłać rodzinie pęgę?
zerwałem toksyczne znajomości, myślcie sobie co chcecie
od tamtej pory wierny jednej, małe mi dała szczęście
to były szybkie czasy, paryż, kanary, jazda po świecie
perypetie, zmiany pracy, z rychem pod igłą 37
pozmieniało się, dziś wszyscy sztucznie piękni w sieci
a spotkasz pogadasz, każdy zaplątany w problemy
mijają lata, dookoła, śluby, dzieci, kariery
emigracja wychowała, poznałem różne charaktery
dziś mam grono zaufanych, rodzinę, i ich cenię
sporo jeszcze przed nami, a dni płyną w takim tempie



Random Lyrics

HOT LYRICS

Loading...