profus - hod 2.0 lyrics
hod 2.0 lyrics
[zwrotka: profus]
odpalał jeff’a, wpadł by to zrobić z kobietą do…
dym mu twarz oblewa, gdy nagle dostaje telefon od zgreda
chyba coś nie tak, wstaje, żegna się i wybiega
dyskretnie, by nie przysparzać zmartwienia, od gospodarza przedłużacz pobiera
wsiada, zna to, dziś to nowa przygoda jest z inną brygadą
zgred siedzi z przodu + prowadzi, jadą, pyta co wnosi, on mówi: “baton”
pasażer za to, co jeszcze nie zna go, obraca w uśmiechu się, w ręku z szablą
mówi, że poderżnie tym komuś gardło, on przejrzał się w ostrzu i zapytał co padło
dojechali na miejsce, zgredzik objaśnić zdążył z grubsza więcej
w nocy włamanie było na posesję, nie na magazyn jednak, całe szczęście
pod plandekami stało na podjеździe, jedna z trzech palеt się zmieniła w powietrze
on parę razy mowił im, że tak tu będzię, no bo sami wyjebali, to co było tu wcześniej
tej nocy nie spali, czatowali na lisa, ale się nie pojawił
gdy nastał poranek się do pracy zabrali, by skończyć produkcję i przenieść kranik
urwanie bani, by tak przez głupotę wtopić pół bani
teraz ze zgredem lecą szukać lokali, ten jeden od szabli wraz z drugim zostali
i przyjechali z rana, brama otwarta, kłóda zerwana
zwroty zniknęły, zgred mówi: “dramat”, chociaż drzwi na magazyn blokuje sztaplara
idą na górę, gdzie na front jest okno, mieli pilnować całą noc podobno
dalej pilnują bajerząc zdatkowo, nikt z nich nie pojmuje, jak to zdołali pierdolnąć
stało się, pękło, młody ze starym wiedzą tylko jedno
w nocy magazyn im wrócą i jebną, odpalają kontakty i dzwonią do perton
gra, jest szybki respond, herszt innej bandy im dzwoni, że będą
przyjechała gwardia doborowych złodziei, z ziemi co wydała na świat najlepszego z dj’i
zgred wprowadza brygadę, młody w tym czasie wymienia zamek
masywną kłódę od zewnątrz na sztabę, gdy kątem oka ma kontakt z vanem
jest jak ninja + skoczny, leci przez bramę, jak cień + niewidoczny
luka przez szparę, czy to nie patrol nocny, bo dość podejrzanie w ich stronę się toczy
trzasnął ich po stanie fury, zwolnili, ściemnili w środku tury
a, że pod kątem nie było ich widać z góry, no to pobiegł dać cynę tam reszcie grupy
na górze grupa trwa w półokręgu, centrum uwagi + maczeta w ręku
czujnością się chwali, dostał ściskoszczęku, gdy za jego plecami van sunie po ciemku
spojrzeli po sobie, nie mówiac słowa brechy w dłonie
idą po schodach, “ej, co jest?”, ten od maczety zawołał, dobiegł
słyszą zza furty otwarcie vana, jedno szczęknięcie i kłóda spada
patrzą po sobie, się rozsuwa brama, wychyla łeb zza niej, no to łup w nią chama
atak + lecą po kolei, żeby połamać ich nim się rozbiegli
jeden dał złapać się w balachy kolegi, drugi okłada, z ryja robi mu pekin
ten typ od szabli wybiegł ostatni, wyciął im z vana jeszcze kilka kabli
unieruchomił, by nie mogli odpalić, nie próbowali, woleli podpalić
gratulowali se nawzajem sukcesu, gdy od strony placu buchnęła, jak w hucie
obok magazyn dokłada stresu, bo jest łatwopalny, tak mówiąc w skrócie
zaklął dwa razy w myślach swych zgredziu, zaś krzyknął na głos wszystkim, by uciec
skacząc ze skarpy i z kontenerów, bo za moment tu jebnie, jak port w bejrucie
torami doszli do miejskiej stacji, zgięci przy ziemi, jak surykatki
ktoś wsiąka na peron, oni też przy okazji, w tłum szybka wtopka, psy w konsternacji
obciąć stan lokacji, wrócili rano, wrak stał po akcji
młody się wdrapał po kondygnacji, magazyn nietknięty, nawet nikt nie sprawdził
powrót do operacji, panika wynik z dezinformacji
mają tydzień odstępu nim wrócą sprawcy zamętu, powinno im czasu starczyć
i tak wszyscy tyrali na tej beczce prochu 24/7, aż do ich powrotu
wyrobiliby z tematem się bez kłopotu, ale na jednej zmianie było chlanie znowu
siódmy wieczór zapada, gratulowała se nawzajem brygada
tirem dostawczym to wszystko spada do innej lokacji z samego rana
wtem świętowanie im przerwał hałas, to znowu ci dranie, zgred się załamał
jak w ręku z zegarkiem, historia ta sama, maczety, kastety i cepy van damme’a
na wszystko gotowi jedni i drudzy, nikt nie ustąpi
frontem nie wejdą, bo będzie po nich, więc próbują podejść ich z innej strony
krzyczy im z góry, widzi kilku koni każdy się zbliża, trzyma coś w dłoni
zanim zdążył zdradzić jaki rodzaj broni, wleciał pierwszy molotov i zaraz pieć po nim
[cuty: dj gondek]
Random Lyrics
- acid souljah - fuck the beatles (i hate john lennon) lyrics
- the high kings - farewell to nova scotia lyrics
- tuhan & uzi - yengen kızar (nickobella remix) lyrics
- aaron smith (uk) - giving up lyrics
- lovehatexavier - florida fine lyrics
- silkinpehmee - passaa tohon käteen lyrics
- yebba - one more smile - live at electric lady lyrics
- the bye bye blackbirds - you were all light lyrics
- no signal - zero lyrics
- jess ray - set me right lyrics