projekt 5-6 - gdy wracam lyrics
[verse 1: eszet]
człowieku, mam krzywy chodnik, to pewniak
w-winny, choć motywy zbrodni to brednia
w sumie, nie jest przestępstwem w pół dnia się spić
uznać że umiar to mit jeszcze nie umiał tak nikt jak my
spoko, najba, ja stale wybredny
więc dupy wciąż mówiły kurwa aleś ty wredny
wiesz, nie było opcji żebym nie błyszczał
bo tam była moja była, no i przyszła moja przyszła
cięższa opcja trzeba się do-toczyć
oswoić z myślą, jutro dzień ro-boczy
idę jakby pod wiatr, zdobywam kilimandżaro
z flaszką byliśmy parą i pełną piliśmy parą
z powrotem walczę z powrotem – jak ali z holmsem
bez środków, sprzedawcy z nocnych mi zabrali forsę
niemiłe, lecz o to nie trzeba się martwić
zegarek mówi, że już kurwa kwadrans, wychodzę z klatki
gdy wracam, to nie zważam na zbyt wiele rzeczy
zbyt wiele przeczy, że nie będę mieć dziś kaca
i każdy gdy wraca, wreszcie ma co nucić
nie wystarczy iść na melanż, trzeba jeszcze z niego wrócić[x2]
[verse 2: delekta]
siemanko, kurwa, z tej strony delekta ziomek
wczorajszy podwieczorek – żołądkowa, gruby lolek
gdy wracam z takiej biby marzy mi się jedno człowiek
prysznic, dobra szama no i mecz w telewizorze
rzucam jednym okiem na ławkę przed jakimś blokiem
docieram tam no i siadam, ja nie dojdę takim krokiem
wyciągam wszystko z kieszeń, czas oszacować straty
nie potrafię wytłumaczyć, że w portfelu dwa mandaty
odwiedziłem bankomaty, a banknotów to ja nie mam
pochłonął melanż, czas na esemesy teraz
zamiast do ziomka wysłałem esa do ojca
“ej wpadaj są dwie kraty, jest wóda, kręcimy baty”
chyba czas lecieć do chaty o monopol też zahaczyć
browar skraca kaca, zawsze jak nie wracam
nagle się odwracam, piwo w dłoni otworzone
policja mi znowu inkasuje stówę – koniec
[verse 3: penx]
gdy wracam wcześnie rano, jest późno by wyciągać wnioski
mówię wrócę wcześniej mamo, a dla niej to kpina, rozkmiń
znów pomyśli – “szlaja się kurwa po mieście gamoń”
z drugiej strony odpocznie jak zostawię ją wreszcie samą
wracam często do domu, rzadko kiedy coś pamiętam
ciężko w głowie, zwłaszcza wtedy, gdy dopalę skręta
od rozkmin gęsto w głowie, jak ślizgam to na patentach
kiedyś sobie coś przez to zrobię, ziom taka puenta
z melanżu nie uciekam, a jak tak to gonię szczęście
żyję chwilą – i tak zawsze rozpierdolę wejście
nie mówiłem wcześniej bo najczęściej mnie to boli – wiesz gdzie?
kiedy pytam obcych ziomów o drogę w swoim mieście
ciężko się gdzieś dostać, tak aby gdzieś nie dostać
wypierdalam, choć wiem że jak inni – też chcę zostać
wracam jak molesta, gdy dostaję skrętu w płucach
a zwała to jest wtedy, gdy nie mam jak hemp gru klucza
[tekst – rap g*nius polska]
Random Lyrics
- linda bengtzing - han är min lyrics
- king billionheir - mobbin' lyrics
- amy macdonald - mr brightside - live at barrowland ballroom lyrics
- biper y sus amigos - el patito juan lyrics
- vile hittman - just a game lyrics
- r.e.d.k. - quintessence lyrics
- vanessa - basta! lyrics
- terrence, the truth - a little thing called love lyrics
- nancys rubias - amigas lyrics
- artigeardit - del af mig lyrics