śliwa - ekskluzywny styl lyrics
[zwrotka 1]
poznański rzeźnik, a sznyt jakby rodem z queensbridge, jesteście śmieszni, gdy porównujecie z kimś z gry
nie widać hien, gdy wchodzi agresywny tygrys
ten styl jest eks, eks, eks, ekskluzywny
kończy się rok, a więc wyciągam wniosek
fakt niepowtarzalny, warto było pójść za ciosem
wyplułem kilka tracków i do tej pory się droczę
blisko pięćdziesiąt w szufladach — każdy z nich jest sztosem ciężki przekaz niosę, to nie towar dla smarkaczy
nie popełniam ruchów, których fan by nie wybaczył
toksyczni raperzy, znałem ich długo przed grande
masz zaległości, dawno wyjaśniłem rap grę
step opuszczam nagle, lekkie turbulencje
i bóg mi świadkiem — sumiennie odrabiam lekcje
zagrywki kurewskie łapie w locie jak lucchese
na bank byś zmienił śpiewkę, gdybyś poznał genezę
cash flow, hypu nie zbuduję na aferze
wszyscy święci jak papieże, choć brudy na papierze
resetuję łeb z miss pleasure w skytowerze
choć myślami jestem w studiu z jankesem
chętnie pod ten boom bap, choć styczeń śmierdzi drillem
a to już za chwilę, kochają takiego śliwę, inny wyłapuje pstryczka
jeśli to miłość to czuje i widzę jak jest toksyczna
kiedy wnoszę ten g+style, mówią, że to zbyt ciężkie
ja ziewam — bo przy love songach, że mięknę
chcą mnie z pierwszych albumów, ale z obecną techniką
wciąż leci tupac, ale jednak nie chcę zostać bandytą
czego nie k+masz? wygrywam teraz nawet z nerwicą, szczęśliwi czasu nie liczą — dlatego sprzedałem sikor
i koszę pitos — dlaczego tak cię boli to, cipo?
wciąż jestem singlem, ale w szczerym związku z ulicą
i mam was frajery z głowy
lubisz biegać z chorągiewą — mogłeś zostać liniowym
robię znów większy progres niż w roku minionym
i są tu moje ziomy
w moim domu, w moim domu klimat very nice
imbir w herbacie, b+tch, z winyla barry white
nostalgii siła przebija serce — not fairy life
palą się świece, gdy nawija, kurwa, eric wright
t+shirt calvin klein, aj, czarne dresy nike
chesterfield light, beat, zeszyt, yes, i like
nic więcej mi nie trzeba, ssij
ale żyć mi daj, wyganiam suki stąd jak szef — goodbye
śliwa nim wszedł, jest like w ciemno
i w to mi graj, progres dekady, kurwa, wiem to, znów płonie majk
whassup sad boy, chcesz dotykać to, jak brajl?
najwyższa półka big up kubiszew
i like drugie śniadanie, przed dziesiątą sprawdzam skrzynkę, znów udostępniam zbiórkę — nieobojętny na krzywdę, zawalony dm — sporo pytań o dogrywkę
czasem wezmę za nią szmal lub nagram charytatywne
śledzą każdy ruch, kurwa mać, z czasem przywykłem
nic pod wpływem emocji — wypowiem się, jak ostygnę, stanowię pożywkę dla nierzetelnych portali
głodnych sensacji, kontrowersji i skandali
dekadę temu już miałem sławę uliczną
i wróżyli mi przyszłość — mówili „drugi richmond”
sam nie wiem, czy mi wyszło, to pewnie połowa drogi, zdążyłem się załamać i co nieco zarobić
chwytam byka za rogi i wyłączam kalkulator
mam łeb na karku, brachol, to nie może się nie udać
nabieram powietrza w płuca, bo już nie tonę w długach
anioł stróż nade mną czuwa, posłuchaj
najbardziej cieszył chyba pierwszy thousand
nadal jestem głodny gry, a więc pieprzyć pauzę
wciąż błagam boga, by mi lepszy dał sen
jeśli poszliście na skróty, to wami, leszcze, gardzę
daj beat to sprawdę, liryczny mauzer
nie liczmy ile mam zer, rozliczmy branżę
jestem wyrzutkiem tu jak three thousand andré
ale tak — te durnie myślą, że napisał to grande
jestem vip+em w tej rap grze, mam technikę wy kapsle
suck on these nuts man, trzymam dziś za ster
cisnę jak dizaster
może wydam diss na scenę, a może nie
no bo jak tylko zacznę, wiem
powiedzą, że, kurwa, dupa boli mnie
zimna krew jak hustler, choć mam majka i kastet
mnie nie zobaczysz przenigdy w wannie z transem
zawsze śmiertelnie poważnie
stałem w pierwszym rzędzie na koncercie gurala
wówczas nikt o mnie nie mówił „on będzie rozpierdalał”, wstawałem wcześnie na lekcje, lecz zamiast
dotrzeć na lekcje wolałem przejść się za garaż zajarać, wszystko było pięknie, choć wiecznie bez siana
stare miasto jest niebezpieczne, są świry wszędzie w tych bramach
wspiera mnie cała śmietana — jest sztama
pierwsze tracki wyszły dość śmiesznie
jak pierwsze tagi na ścianach
trzymali kciuki tu za nas
nim przyszły groupies, nim ktoś to kupił i się zajarał
byłem poznańskim oprychem, ale mentalnie już w stanach, utożsamiałem się z rychem, lecz katowałem big puna
widzieli we mnie potencjał, ale też pijaka, chama
nie chciałem serca, pytałem „czy ta b+tch jest sama?” wsiadałem w merca, bo przemo wierzył, że się postaram, historia pisze się sama, no i dziś rozpierdalam
dla łaków oiom — jest mocno, śliwa solo, a moc, ziom, jak
kojot i oxon niech się boją, bo ostro pizgam i nie na oślep
dla was to czarna magia, a dla nas to takie proste
znów urosłem, choć każdy mierzy mnie swoją miarą
jedno jest pewne przerasta was to, co się odjebało
Random Lyrics
- love, yugen - the end of us (cover) lyrics
- slađana ristić - da se milujem, ljubim i dodirujem lyrics
- moon byul - intro : wwud (what would you do?) lyrics
- chase the great - tree lined driveway lyrics
- skittish - mannequin lyrics
- valeria serrano - insomnio lyrics
- alex dionisio - the products of respiration lyrics
- ugovhb - wtf tha shi lyrics
- slipknot (2) - let it show lyrics
- sinan sakić - ja nemam više kome da verujem lyrics