slums attack - depresja rapera (kolejny szalony dzień) lyrics
[verse 1]
trzask drzwi, klucze w zamkach, czwarty hak, pośpiech na dół
by pokazać się dziś światu na podwórku od wariatów
na wejściu słyszę – ratuj!, oczekują drobniaków
mam tylko kartę z pin-em i dychę w papieżaku
odpalam to co mam, marszo-bieg do bankomatu
pod sklepem widzę zwadę, zk dwóch ex-szamaków
w głowię koncert mam kraków, wokale u donia
jakiś chuj do skurwienia umową chciał przekonać
telefony wykonam, lista połączeń spora
rycha codzienna zmora, internet – czeka poczta
myślę ile można kiedy relaks odskocznia
jeszcze nie teraz, management mnie wykończy
skurwiały serwer, z netem nie mogę się połączyć
wreszcie jest, wklepnę hasło mam zaliczkę na jasło
puszczam reader techniczny na ten koncert i fiasko
kolejny błąd na stronie, przez zęby cedzę bluzgi
zaciskam pięści w dłonie, dobra zrobię to później
bo na spotkanie ważne dziś nie mogę się spóźnić
za pięć minut trzynasta, jest ciasno w centrum miasta
pora biznes-lunch’u, skończę będzie z siedemnasta
mam swój mały stolik, mały browar nie zaszkodzi
nie jestem alkoholik mimo, że się powodzi
wreszcie wchodzi promotor z twarzy podobny do nikogo
nażre się na moje k-nt-, że mam klasę się dziwi
jest amatorem, nie posiada swego cv
raczej mu nie ufam – weź połowę wypłać z góry
reszta to small-talk’i, wiesz o pogodzie bzdury
do widzenia kończę gościa, teraz pani redaktorka
chce znać kulisy pracy, ja obcinam jej tyłek
który z gracją prezentuje, poszukując dyktafonu
raczej się rozczaruje, parę słów do mikrofonu
ile z rapem? czemu hip-hop? dlaczego w ogóle wyszło?
banały to wszystko, coś tam gadam, wodzę wzrokiem
ona noga na nogę, myślę – rychu ty świnio
ona zlizuje z warg zmysłowo piankę z cappuccino
odmulam, z tą dziewczyną już dziś raczej nic nie zdziałam
zostawię wizytówkę, wywiad będę poprawiał
ciężkie życie rappera, tak mam kurwa pracy nawał
a depresja rappera w tym temacie to nie banał
[refren 2x]
mój rap to ma profesja, przez ten rap wielka presja
wielka depresja większa niż u dmx’a
oto ma kwestia nie dać się usunąć w cień
wkurwiony na depresję, kolejny szalony dzień
[zwrotka 2]
kilka godzin mi zleciało szybko jak moment chwila
drugie danie o tej porze, wiadomo kasa mija
jestem tu codziennie, często jemy to co chcemy
w lokalu ex-wydawca wypłaca nam tantiemy
odbiór kwitujemy, swój procent zwija darek
wsiada do p-ssata i tyle go widziałem
nie lubię takich dni, a to dopiero poniedziałek
z tego wszystkiego o siłowni zapomniałem
skoczę tam wieczorem jeśli w ogóle się wyrobie
dziś nie będzie przyjemności poza tym, że coś zarobię
znów chwilę na powietrzu, o znajomek siamanko
jak leci? powolutku, idę sprawdzić przelew w banku
legendy już krążą o tym jakie mam saldo
coś w końcu trzeba zrobić by nie upaść znów na dno
wubek, kolejka, gorąco wymiękam
pani od kredytów życzliwie na mnie zerka
każda sekunda zwłoki to dla ryszarda męka
jeszcze trzy lata temu to nie realna scenka
wreszcie jest moja kolej, dzwoni pudyś – weź to olej
nie mogę to eliksir, na tym stracimy wszyscy
zaraz mnie sczyści przez te interesy
w pogoni dla korzyści przeżywamy nowe stresy
wychodzę, załatwione, radio taxi dzwonię
sms’y jak szalone, jeden po drugim lecą
a trzeci telefon alarmem przypomina
że pan gwiazdor na fochu ma wizytę u fryzjera
kurwa afera, czas zrobić się na bóstwo
w l-sterka auta zerkam rzeczywiście lecz za późno
i życiowy dramat w ch0r-j głowie się zaczyna
gdy łapie się na tym że wolnego czasu nie mam
przed siódmą, a już ziewam czas zmienić okolicę
w taryfie hajs liczę przy popowej muzyce
power play’owym hicie z wytwórni umc
pan zmieni mi tę stację, nie chcę słuchać gówna więcej
dowozi mnie na miejsce przeznaczenia tu wysiadam
tak, klient gotowy, to za kurs, na razie, spadam
[hook]
[verse 3]
tu na swoich starych śmieciach rych ma chwilę na oddech
zrobię tu zakupy, jeżyce najwygodniej
kosmetyki lewiatan, koszul w sunset’ie
na wagę w łodzi wiecie brek, bielizna w komplecie
o trzeciej najgorzej, ludzie wracają z tyrki
wrzucam kamuflaż pro forma dla zmyłki
zyskam więcej czasu gdy oleję dwa spotkania
siedzę w perfumerii, testy z dolcegabana
ale kanał takie życie to banał
chcę do kina, do parku, na ławkę tak bym gadał
z chłopakami nic nie robił, czas marnował tak jak kiedyś
jeszcze nie dawno w czasie klepania biedy
a tu życie chce mnie zmienić o tym kolejny tekst
zaszła nieoczekiwana dla rycha zmiana miejsc
dzwoni ktoś z tvn’u, czy się piszę na rozmowę?
tylko się uśmiecham, musi przełknąć odmowę
jaka gala w sheratonie, a w jakim charakterze?
że niby jestem trendy? pani mówi to szczerze?
olewam takie spędy, w sens idei nie wierzę
z resztą tego dnia mam koncert, nie chodzi pieniądze
tam ludzie czekają i dla mnie to proste
znów ktoś na linii, słyszę ciepły damski glos
można się rozmarzyć, ona, cała noc i sztos
na ziemię zejdź, bo tu lipa jest akurat
to laska z telefonii, nie zapłacona faktura
i tak co chwila, stale ktoś coś, zwariowałem
marzę by hennessy się najebać w karnawale
uciec choć na moment od życia co nie zwalnia
tempa, które powoduje niezły rozgardiasz
z życia poza kontrolą…
Random Lyrics
- gnola blues band - ventilator blues lyrics
- luke lsb - all of my love lyrics
- scru face jean - i'm not dax, joyner or don q lyrics
- lucero león - electricidad - en concierto lyrics
- olle hedberg - no diggity lyrics
- lost witness - did i dream (dj tiesto remix) lyrics
- skool of thought,ed solo - life gets better lyrics
- ivan b - aggression lyrics
- brickboydior - dm lyrics
- andrew lovely - good heart lyrics