tonciu - byłem cię odwiedzić lyrics
to
jest
faza
rem
to jest faza rem
jakbym miał aurę przedpadaczkowaą
nie po molly
i tarzał się w kałuży krwi
cieknącej ze ściany
padam głową do podłogi
trzęsienie ciała na ziemi
wywraca oczy
ktore zaraz wyskoczą z orbit
i nie chce wracać
a język pogryziony
przedstawiają klonom rolki
podobno sporo błądzisz
chcesz marzeń sennych
sennych na jawie
odkąd otworzysz oczy
gdzieś naprzemiennie
mierzysz obrazy z odrazą
na tle pewnej pogardy
dla samego siebie
może to seria następstw kolejnej porażki
a dlaczego nie wiesz
spekulujesz przychodzi ranek
trzeba znowu wstawać
te brudne istoty zdarzeń
zbierać po upadkach
jak siebie z ziemi ziemie z siebie poukładać
i nic się nie zmieni
ta sama cisza
ślęczę przed nim
patrząc, jak mu cieknie piana z pyska
piękny widok
tylko później nie mów
przecież mała liczba
przecież miało cie tu nie być obok
po co mi wasz dotyk
i nie pytaj mnie o podejście do świata
bo czym jest miłość
jeśli nie krążeniem opiatów
i nie przypominaj mi o narodzinach
odejde zanim
powietrze da mi
pojęcie o braku
i że potrzebuję go tak samo jak roślina
ta roślina, kurwa, obok
i to wszystko to dalej tło
ona nie chce ode mnie odejść
a ja chce od niej
ale nie chce wracać
wiec odejdę razem z nią
z czasem nie zmagam się, bo jestem
stoję, choć ledwo
i zawsze jak pada deszcz to tęsknie
za twoim ciepłem
które zimno zwą piekło
bylem cię odwiedzić
lubię cmentarz
to jedno z tych miejsc
gdzie krew już się nie przelewa
gdzie nie chce się zmieniać
bo od tej aury jestem inny
i nie mowie o padaczce
tylko żeby znaleźć motywację
by być, kiedy wyjdę
chcąc nie chcąc
ostatni raz zapalam świeczki
mam piec kilogramów
i zamiar pic to z garnków
zdala od reszty
która mówi, że mnie już popierdoliło
do reszty
zamykam oczy wzdrygam
zamiana kwestii
teraz ty tęsknij
zimno ciepło to przeszłość tu
kazdy demon jest ze mną znów
to lód i gorąc jesteś głupi biorąc
bo żegnasz szczęście dla jego snu
znowu dotykam dna w niebie, spotykam tam ciebie
a skończyłaś ćpać przecież, no to tak jak ty
wychodzisz z ośrodka obok przychodni i dworca
i dzwonisz do ziomka mówiąc, daj dwa za trzy
koniec, nawet nie dzwonię
wiem, że przez moment chcesz poczuć
to, co oni, bez toreb nałogów, gdziekolwiek
chcesz się oprzeć, ale jakoś już, kurwa, nie możesz
znam historię niejednego ćpuna
nie wrzucam ich do worka, to jest całkiem obce mi
znam ich radość, błogość, śmiech, upojenie, nie muszę daleko szukać
łamane przez gorzkie łzy
bez świadomości bierzemy na barki ten syf
i już z pełną kontynuujemy brak perspektyw
jak się kaleczysz to, kurwa, chcesz poczuć, że żyjesz
tnij, czaisz, choćby przez chwilę
zero szansy
bez ciebie jest na piekło
ziemi już nie ma ze mną
nie wierzę, że nadejdą lepsze dni
[tekst i adnotacje na rap g*nius polska]
Random Lyrics
- no hot ashes - extra terrestrial lyrics
- ruff majik - canabasis lyrics
- azealia banks - cypher 3 lyrics
- morbid angel - paradigms warped lyrics
- lucas giello - here we go again lyrics
- aj cryboi - vorrei sparire lyrics
- l'arpeggiata - laudate dominum lyrics
- aviators - static lyrics
- cuatro y medio - tercer acto lyrics
- kongey dong - трахаца сек$ом (tpaxaцa ceksom) lyrics