wojtek warzyński - café verona lyrics
[refren]
popijam zimny tokaj
piję café verona;
jej wzrok niknie w neonach
mój plącze się w jej lokach
krążę w dziale czekolad
kusi mnie gorzki lindor;
bogini słońca +
powtórzę dla niej giro
w mojej karafce woda
w mym notatniku “mocha”;
wokół aura wesoła
gdy pyta się mnie “co tam?”
chyba czuję, że kocham
jeśli istnieje miłość;
jadę do nieba windą
zawsze gdy ona blisko
[zwrotka 1]
czytam jakieś bzdury o piastach
i artykuły o gwiazdach
w garażu im tkwi ósmy maybach
gdy reszta w busach i fiatach
upiekło mi się jak ciastka
te phoebe, a nie od pascala;
na netflixie ghibli odpalam po chwili
jak freesbee się kółko obraca
napisy, bo kanji słabo znam
w oczach diamenty jak w angkor wat;
tworzę scenariusz dość żwawo, acz
coś się krzyżuje jak rabona
od czasu “loksodrom” minęło już sporo, a kładę wciąż wiersze jak safona
moje są niczym “mandale” kolorowe, a nie białe jak jej ramiona
dwie dychy wydaję jak bankomat
cóż rzec, chyba wenę miałem;
jeżdżę pod miastem samopas
wymieniam znów ze słońcem spojrzenia nieśmiałe
dwie dychy wydaję na alko z arbuzem
wreszcie poniedziałek;
szczęście żabsona +
rok minie zanim się zakocham, ale…
[refren]
popijam zimny tokaj
piję café verona;
jej wzrok niknie w neonach
mój plącze się w jej lokach
krążę w dziale czekolad
kusi mnie gorzki lindor;
bogini słońca +
powtórzę dla niej “giro”
w mojej karafce woda
w mym notatniku “mocha”;
wokół aura wesoła
gdy pyta się mnie “co tam?”
chyba czuję, że kocham
jeśli istnieje miłość;
jadę do nieba windą
zawsze gdy ona blisko
[zwrotka 2]
2k20 jak tybalt
mam szlaban, bo ktoś zjadł łuskowca w chinach
danse macabre + prezydencki tik tok chyba
też mi coś, więc przynajmniej powspominam
pół grudnia lub końcówka stycznia
michał gra, a ja sobie wsuwam b+smart;
natchnęła mnie weną ukraina
+ i’m dua lipa
jeszcze wieczór młody, lecz opuszczam lokal
wolę sok w pokoju, niż na mieście pokal;
sukcesywnie łykam artystyczny koktajl
także coś nagram, kiedy przyszlifuję wreszcie wokal
miałem wrócić wiosną niczym persefona +
ziomek mówi: “lepiej popatrz”;
więc wirusa z błotem mieszał będę co raz
bo mnie, głupi, zdenerwował
życie sztuką gdy wyjdziesz z roli
niski ukłon, odbieram tony
odbiór cieplejszy od jej dłoni
anatomia + mój nowy konik
przychodzą zewsząd snapy i tweety
na słuchawkach quebo i fifi;
w stylu maped tworzę linijki +
giętkie są jak jej kibić
[refren]
popijam zimny tokaj
piję café verona;
jej wzrok niknie w neonach
mój plącze się w jej lokach
krążę w dziale czekolad
kusi mnie gorzki lindor;
bogini słońca+
powtórzę dla niej “giro”
w mojej karafce woda
w mym notatniku “mocha”;
wokół aura wesoła
gdy pyta się mnie “co tam?”
chyba czuję, że kocham
jeśli istnieje miłość;
jadę do nieba windą
+ tak widzę wiosnę przyszłą
Random Lyrics
- maler (cl) - cuerda floja lyrics
- la cagoule - lumière d'amour lyrics
- jhonny evidence - se que te amo lyrics
- kervin - go loko (los reyes magos) lyrics
- maaya sakamoto - シンガーソングライター (singer songwriter) lyrics
- maler (cl) - tejido lyrics
- r l hughes - i lost the war lyrics
- stephen francis - irudhavarum irrupavarum lyrics
- neon heart - afterglow lyrics
- syphilic - at population yogurt lyrics