wojtek warzyński - trawersy lyrics
[zwrotka 1]
turnie, trawersy + poświęcę im z dwa wersy
bo chociaż tyle muszę, a nie chcę pojęć kaleczyć;
tu brak jest wszelkich muszek oraz komarów natrętnych
tłum dziewczyn, więc się duszę pośród oparów lawendy
dzisiaj na ten szczyt, pojutrze na następny
chyba, że będzie deszczyk, bo wtedy to nam plan nie stykł
trzeba by spytać reszty, a z resztą dogadać niezbyt
się można, ja nie wtrącam się, wkładam bagaż na plecy
przed sobą mamy murowaniec i kasprowy wierch;
ja nike mam murowane, pewnie takowych pięć
a oprócz tego dużo fanek i znajomych pęk…
co dają swą uwagę tylko, gdy mam nowy wiersz
pejzaż jak mojżesz, kiedy patrzę na świat z góry
gramy ciągle w uczuciowe kalambury
ludzi pomocnych i przyjaciół mam tak cudnych
a w mojej głowie nadal bzdury
dlaczego poczucie winy brzęczy jak tamburyn, hm?
dlaczego zjeżdżam na twarz zamiast na pazury, hm?
oni by chcieli jechać gdzieś na mazury
ja chciałbym w domu nie mieć ciągłej awantury, huh
ja znowu się spieram, z swym sercem, a nie perwolem
umyka mi tramwaj, bo stoję na złym peronie
nim tłumaczysz zaczniesz + proszę zamilcz na moment
chcę tylko w górach, a nie na nadgarstku szlaki czerwone
[pre+refren]
“jakże dobrze nam zdobywać polskie góry!” (x4)
[refren]
“przybyły znowu dzikie tłumy młodzieży nieznośnej
będą palić i przeklinać te smarkacze bezbożne
a w ich głowach, wie pan, tylko seks i pieniądze,”
zamarza mi krew w żyłach, niczym lód na giewoncie
“znów wrzeszczą te tabuny młodzieży nieznośnej
pijaczyny zlitowania niegodne
a w ich głowach, wie pan, tylko seks i pieniądze,”
czy cokolwiek się zmieni? szczerze mówiąc + nie sądzę
[zwrotka 2]
takie śliczne, takie piękne polskie tatry!
wielbicielom muszę przyznać trochę racji
a w jej oczach gwiazdy niczym w konstelacji
nie chcesz ranić, to mnie czym prędzej zabij
szczerze mówiąc wolę być już w sudetach
dlaczego uczucia ciężkie są jak mój plecak?
chyba mi największym bólem cisza zupełna
leczę się słowami jak sanentur vulnera
za dnia umysł się plącze w telefonicznych numerach
muszę siebie oraz siedem składek innych uzbierać
oddech spóźnień ciągle czuję na karku jak humerał
późną nocą stres odkładam w kołdrę niczym w futerał
[bridge]
ból uderza jak bumerang
moje serce to rudera
czuję, jak umieram:
wszystko do kupienia
oprócz bliskości odrobiny i prócz ciepła
[pre+refren]
“jakże dobrze nam zdobywać polskie góry!” (x4)
[refren]
“przybyły znowu dzikie tłumy młodzieży nieznośnej
będą palić i przeklinać te smarkacze bezbożne
a w ich głowach, wie pan, tylko seks i pieniądze,”
zamarza mi krew w żyłach, niczym lód na giewoncie
“znów wrzeszczą te tabuny młodzieży nieznośnej
pijaczyny zlitowania niegodne
a w ich głowach, wie pan, tylko seks i pieniądze,”
czy cokolwiek się zmieni? szczerze mówiąc + nie sądzę
Random Lyrics
- kevo muney - all he know is pain lyrics
- thelma houston - and i thought you loved me lyrics
- linus hasselberg - lila grusvägen vid río genil lyrics
- machczu - walka lyrics
- sunday cruise - chocolate brioche bread lyrics
- crank lucas - the evolution of hip hop love songs lyrics
- bigndg - sticks and drums lyrics
- dribble2much - swoosh lyrics
- agnaldo timóteo - a hora do amor lyrics
- gloupigloup x nayn - bails bressons lyrics