azlyrics.biz
a b c d e f g h i j k l m n o p q r s t u v w x y z 0 1 2 3 4 5 6 7 8 9 #

a.j.k.s. - a verbis ad verba lyrics

Loading...

załóżmy, że śmierci jednak nie ma
przechodzisz tylko w inny stan skupienia
ziemia zjada ciała, cała spowita we wspomnieniach
co jest czym, zakuta pała, nic nie świta mi o duszy
każdy z nas jest energią, która kiedyś w podróż ruszy

na pewno! więc powiedz mi, czego tutaj żałować?
tak, serio wiem, człowiek, że często bolą słowa
równie mocno jak obita, sina morda od poglądów
wywrócona psychika przez wyznawców samosądu

ostracyzm – bo wygląd, profesja – bo kasa
majaczy mi pajac, że trzeba wybaczać
na tacy podane rozwiązanie bez prospektu
szybko kończy zabawę bezwzględne 9 milimetrów

strzelaj do śmieci albo bij mocno w głowę
niech krew z ust ci leci, słyszałem, że zdrowe
już dla dzieci jest okazywanie emocji
bo co cię nie zabiję, to podobno cię wzmocni!

odpocznij przy lekturze ich krwawiących gardeł
nie ma nieba i piekła, ta przestrzeń poszła na handel
ktoś oddał bilety, bo nie chce już tego oglądać
no i kurwa niestety – świata nikt nie posprząta

pamiętasz? nie istnieje, po prostu się przeprowadzasz
nie wiem czy w lepsze miejsce, ale chyba nie przesadzam
że trudno o większe gówno niż nim jest nasz wymiar
gdzie z każdym wschodem słońca od nowa się zaczyna

gorąca jak ogień, chora walka o przetrwanie
finanse, wrogowie, pale, a na nie
nabite marzenia, torturowane zazdrością
jedni mają spokój w sercach, a inni się ciągle złoszczą

na siebie nawzajem, językiem pękających mebli
no a jak w przełyk przywalę, to poczuję odpowiedni
rodzaj ulgi i nie widzę racjonalnych powodów
by tu zostać. nadzieja? strąciłem ją ze schodów!

[ii.]
a jeśli śmierć istnieje, to może nawet lepiej!
zwyczajnie zasypiasz, a kurwa, szerokim echem
się odbija wizytówka zamkniętej rodziny
wspólnoty nieważne, no bo na ogół skurwysyny

otaczają świadomość. powiedz, o kim teraz myślisz?
czy kochasz swoich bliskich, co są tak zawistni?
uśmiechy, uściski, spocone łapy
podkładanie świń – familie dobrze znają się na tym

tak! a w sklepie stoi pani z kredytami
weź się wpierdol na dekadę, nawet jak to wszystko dla nich
to nie przekonasz za nic, że to ty masz przejebane
trzeba było myśleć wcześniej. zamknij mordę tumanie!

co pod presją się wpierdala jak komentarz na onecie
następna pusta lala najmądrzejsza na tym świecie
ekspert zawsze pogania, ja jebie, trzeba mieć tupet
poczekaj aż na chama też cię wyruchają w dupę!

szczytem rudy ksiądz, kurwa, weź wypierdalaj!
bełkot jak u tej richardson, jebana, podstarzała
głupia szmata. że co? europa da się lubić?
pierdolony labirynt, w którym co drugi pogubił

swoją ścieżkę, nadrabia teraz zaległości nosem
mamo, daj na kreskę, kurwo! no ja cię proszę
boże, co za bezsens. zawsze można jej zajebać
nieważne czy z torebki, czy w gębę, czy sprzedać

pamiątki rodzinne, zresztą kogo to obchodzi?
tu dziewięciu na dziesięciu nie chciało się urodzić
nie lubisz swojej mordy, nie lubisz swojej pracy
sytuacja się zagęszcza i w końcu zobaczysz

do czego to zmierza, że lepiej jest na zawsze zasnąć
bo życie uderza, kiedy robi się jasno
na planecie jest za gęsto – dobra koniec tanich bzdur
chcesz by w końcu światło zgasło, weź przygotuj gruby sznur!



Random Lyrics

HOT LYRICS

Loading...