azlyrics.biz
a b c d e f g h i j k l m n o p q r s t u v w x y z 0 1 2 3 4 5 6 7 8 9 #

maxor – wiem, że nic nie wiem lyrics

Loading...

to była sala, szachownica a na niej ktoś rozryczał
wielka falownica, piętro zero za nim ulica
gigantyczna szachownica, jeden drugi się potykał
nie wiem który znikał, a który się rozrypał

piętro zero już nie ulica, niebo skarby za nimi kaplica
chaotyczna presja dzika, gdy słyszy dźwięki tu z głosnika
ambrozyjski smak w tych fifkach przelatuję bazyliszka
bo nie wiadomo w których żniższkach ukryta jest ta przystań

a może ta szachownica to tylko jedna z wielu wyznań
jakie spotkam tudzież przyznam, żadnego też nie wygram
bo nie jestem hansem solo, w pojedynke to nie polot
do wygranej z wiarą chemii, zagubiony tu w przestrzeni

mimo przeszkód kontrowersji, mam ten zryw by czuć się w pełni
jak kosmos, wymiar, brak mi słów płynę rzęką nut
swawolnie jak nasz nurt, uczę się pojęcia słów
będzie to mój pierwszy rzut w stronę okna, widok z chmur

nieodwracalnie biegnę, a biec gdzieś napewno będę
a może też pobiegnę gdzieś na drodze coś przybędzie
gdy mi już to przejdzie a napotkam tu przybłędę
zagadam go nieśmiesznie, by krew spływała śmieszniej

z drugiej strony, łóżko szpital, wieki amen mój kapitał
gdzieś schowany tu na przypał, to nie w kasie lecz w antykach
w pełnej krasie kurwa znikam, oknem schodze wprost przed szpital
a tam rój tych wznań, jak mi źle, która przystań?

a może moja wizja, dała początek chorych schiz grad
najazd na afganistan, moje wojsko, moja schizma
rozłam to ambicja między ja, a faktem ich zdań
jestem niczym maggelan, płynę wokół własnych kłamstw

ze mnie też artysta, głuchy ślepiec, taki stan
widzę siebie przez pryzmat różnych dat, groźnych jak amstaff
ludzkie myśli, underground, nie pojmuję cudzych – fakt
mogę walczyć jackie chan, to nie dla mnie ślepy traf

historia chroniczna jak to pies kota zmyślał
symfonia empiryczna gdzie bethoveen grał na skrzypcach
magia autentyczna gdzie to czar z wieży ciskał
wizja ta jest śliczna, połącz trzy poprzez pryzmat

taka to jest misja, gdzie czarodziej w okna pizga
to też taka wizja, schizofrenia mnie wyniszcza
poprzez owy kryształ, czuję magię w moich skrzypcach
chociaz koniec lipca, to ogarnia mnie pół elipsa

a może to jest fakt, widzę tylko część tych strat
jako wizje cząstek wraz z swoja wizją wizji łał
wszystko pięknie, ładnie szał, kończę mówić -silent art
bo to taki żart, cicha sztuka, w nagi gwałt

wplecione nie zrzeszone, z igłą wbitą nie zranione
moje co nie moje, a co twoje to też moje dla nas dwoje
ze sztalugą sie zeswoję, farbą liznę choć się boje
nalożę na to wielki projekt, prosze bardzo paranoje

przez rolety na tapety, jasny błysk i jestem ślepy
mimo, że mi kartki zlepisz, namaluję obraz krety
zderzenie andromedy, w naszą otchłań tu na ziemii
zieleń błyska, nieboskłon ściska, ja plus ciało wilka

antropologia mnie nie ima, jestem ponad klimat
ich jazd, chorych w czynach, obraz świata mi wigina
rzeczywistość rośnie w liczbach, matrix urzeczywistnia
to teoria arytmiczna, gdzie jeden, drugi tu zaistniał

a może ta melodia kakofoniczna, to po prostu każdy z nas
jego myśli i istnienie, złożone w jedną z wielu mas
taki nadszedł czas, by zsumować rasę wielu warstw
by połączyć się w jeden akt, banał, a zarazem trakt

to właśnie łączy nas, w jedną myśl i w jeden czas
pokój z łóżkiem szpital nie widuję co nie słychać
a tamta szachownica, zawinęła w tamtą przystań
ze sztalugą to ja nie wiem, choć i tak nic nie wiem



Random Lyrics

HOT LYRICS

Loading...