azlyrics.biz
a b c d e f g h i j k l m n o p q r s t u v w x y z 0 1 2 3 4 5 6 7 8 9 #

ojciec – ulica elm lyrics

Loading...

na ulicy elm
panował straszny chlew
obywatele główną aleje
zmienili w kontener zlew i ściek
b ha ha ha p wywalali odpady prosto przez okno
nie nadążali tego uprzątnąć ci co sprzątali ten horror

ulica elm numer 66
jeszcze jedna szóstka kurwa
i byłoby śmiesznie ale nie jest
ulica elm
nikt o zdrowych zmysłach nie zapuszcza się tutaj
ulica jest długa
co druga chałupa drewniana wygląda jak trumna
trauma trauma trauma
kto by przypuszczał kiedyś tętniło tu życie
a dzisiej cisza i pustka
wszystko tu gnije, chuj tutaj śpi, żry i żyje

nie kupisz tu wody nie ma pomocy
dostaniesz na plecy w kurwę mocne kopy
trzepią po kiejdach ostrożnie na portfel
towar w obrocie to trzecia ręka
podziemna giełda
dostawa co godzinę na wtórny rynek
chyba wtórny poczwórnie synek
gdzie nie jeden mały skurwysynek dorabiacz rozrabiacz
próbuje w brudnych drobniakach uskładać hajs
na promyk światła żeby choć na kwadrans się nagrzać
to nie przesada
dla niego to drugorzędna sprawa
co teraz akurat wprowadza do truchła
lata mu to koło fajfusa
ważne że zamiesza w bani mikstura doraźnie
zamgli na parę godzin mu jaźń i
znajdzie się w baśni
świat się skurczy i spłaszczy
skurcz chwycił go za kark i barki
wrzucił mózg wielkości pistacji do niszczarki

cieplej we łbie
jak tutaj jesteś biegniesz przed siebie
jak najszybciej
nie chcesz patrzeć za siebie by widzieć co jest w tyle
biegniesz tylko sprintem aż płuca wyplujesz
grząski grunt tu jest
ty się nie przejmujesz
realizujesz cel
dążysz do niego i jesteś jak lew

celem numer jeden jest wypierdalać
opuścić ten teren raz dwa
ulica elm w żadnym wypadku nie jest przyjazna
nie jest mile widziana
żadna zbłąkana osoba przyjezdna
ale nie sądzę żeby ktokolwiek
popełnił błąd i zamierzał przyjeżdżać

ze względu na to że panuje wokół aura tak zła
która z każdego tura
zrobi szczura i mentalnego karła
niejednego byka mocna psychika
jak bombka w trymiga się rozpadła
niejednego dzika szalona odwaga
wprost się na rzadko zesrała

spod dwóch szóstek ten dureń wyrostek
pan swoich portek myślący rozporkiem
pędzony gorzkim proszkiem
myśli że jest bożkiem
bo do takich rozkmin doszedł
i nie może się ze sobą nie zgodzić

miał w swojej norze gorzej niż w oborze
zawsze przepotężny pierdolnik na podłodze
żył tam powoli
jak jakiś wieprz w pierdolonej ubojni
duszny śmierdzący zagajnik
w którym ja za nic
nie chciałbym się zjawić
co dopiero mieszkać latami
nie jestem nienormalny
ponoć mieszkańcy masowo wariowali

byli tubylcy zwinęli toboł poszli won
i zbiegli gdzie rośliny mogą rosnąć
tu nic nie rośnie
bo do podłoża nie dochodzi słońce
od dawien dawna
ta okolica lepiej nie pytaj kiedy zamarła
gleba wypłowiała z wszystkich pierwiastków
tak że nawet sztuczny kaktus
zdechłby odszedłby w niebyt
tego jestem pewny
maksymalnie po godzinach dwunastu
i to bez żadnych czarów

nikt nie chce zatrzymać w pamięci
nieszczęsnych wstrętnych obrazów
nie jest tak łatwo leczy to izolacją
grono światłych psychiatrów
jadących na cracku
do harmonii wraca niecała połowa przypadków
mi się udało nie mam nastroju do żartów
cwaniaczku byłem o krok od snu w sarkof-gu



Random Lyrics

HOT LYRICS

Loading...