azlyrics.biz
a b c d e f g h i j k l m n o p q r s t u v w x y z 0 1 2 3 4 5 6 7 8 9 #

szad akrobata – witam na komnatach lyrics

Loading...

[verse 1]
zmrok już opadł na chodniki, asfalt suchy jak łodygi…
jeden myśli – warto wypić drugi dziś by zjadł ostrygi…
najpierw krążą radiowozy jak owsiki
chwile potem narkotyki – czar logiki! beton – dziecko dialektyki
zdarzy się, że przyjdą po nas i nie żeby wynotować
paru będzie wymiotować, chociaż nie chcę wyrokować
a białasy piją browar, wyborowa, kminią towar…
jeden wyjął, drugi schował, teraz żeby wylądował
i od nowa! nowa doba – znowu boss coś przygotował
będą biegać i polować, tu nie trzeba filozofa
błyszczą fury przy molochach, znienawidziłbyś czy kochał życie
tak jak szczury w lochach?! (ej!)
spytasz o czyich to ziomach komenda na pierwszych stronach
jakiś kundel szczeka dumny o tym, że coś złapał wczoraj!
oficjalnie na pagonach, skręcone na telefonach
emitowane z wieczora baka z wora pachniała z telewizora!
przy tych stołach siedziałem z tym bratem wczoraj!
co za chuj to ukartował?! druga strona puka do nas!
nawet bóg mnie nie przekona, bo to sprawiedliwość chora!
spadła mu fortuna z koła na łaskę prokuratora!
i tak kwitnie miejski handel! niejeden jest ryzykantem!
ścieżki karier tak zwyczajnie kończą się ciężkim nokautem
kilku zamiast zjeść lasaghnie, znajdzie dziś pineski w karmie!
omijany pieski kartel co węszy niebieskim autem!
piszę źródło wiarygodne i nie żebym zmysł postradał!
krzyczę: ,,houston mamy problem!” lecz wieża nie odpowiada…
pingwiny we frakach krążą po osiedlowych deptakach…
będzie pusto stary w ogóle, bo co blok to ktoś odpada!
siema, ach szad pach do bata! nie ma jak brak adwokata!
nie ma jak szad akrobata! szykuję się na kontratak!
kilku innych tez nie wróci, chociaż żaden nie posiadał
czujesz jakbym cie okradał? – no to witam na komnatach..

[verse 2]
patrz! tu ktoś płynąc po śmietnikach! tam ktoś krzycząc po zeszytach!
trzem kolejnym w kołnierz wszyta prawda jak bród z kołnierzyka!
każdy tutaj swoje dźwiga. stoję, myśli ch0r- czytam
polemika niesie echem korytarzy – w to nie wnikaj!
lekko jak hel w balonikach ulatuje z nich panika
gdy pojmują, że to życie to jebana polityka!
skrawki gumy na chodnikach, ślady czasu na pomnikach…
wciąż to gonią, a to znika flash back po narkotykach!
inni maja niby spoko i pewnie by byli spoko
gdyby nie byli wysoko, gdyby wierzyli widokom!
pomimo to, że wygrali czuli, że ktoś stoi obok…
gdyby widzieli, że są też ci podobni do nikogo!
ale ich to nie dotyczy! demoniczny, niewolniczy sen o niczym!
życie krótkie jest, by czuć ten cień goryczy!
nikt nie patrzy, że ze sm-tkiem kona stare drzewo w dziczy!
jak ta ziemia ma być skutkiem, to mam całe niebo przyczyn!
wychowały mnie ulice niebezpieczne jak te w compton
gdzie syf szedł przez dzielnicę depcząc tych małych jak plankton!
i szumiały piwnice, nie chcąc by ktoś okna zamknął…
jak mi mówią: ,,a słyszałeś?!” odpowiadam: ,,dobra, znam to…”
jestem człowiekiem z miast! jak orzeł strzegę gniazda!
jakbym był drzewem las znam, a korzeń w glebę wrasta!
to próba mikrofonu – raz, dwa! jeden, raz dwa
już siedemnasta, asfalt się z niebem zrasta!
lubię być w formie! szukam tych chwil, które by wolniej…
snuje historię, a ty zachodzisz w głowę dokąd
doprowadzi cię tunel i sztolnie?!czuję przytomnie…
kuję victorię… bo nie chcę być królem w ich wojnie!
zawsze znajdzie się john booth, by zrobić dziurę w lincolnie!
ja tu plotę flow jak z nut i miotam kule w widownie!
zabieram jak fale w sztormie przekaz obrał trajektorię!
boje się, że statek porwie! chociaż ,,z góry” mam rękojmię…

[tekst – rap g*nius polska]



Random Lyrics

HOT LYRICS

Loading...